Nie staniesz się bogaty na martwej planecie
Jeśli nie przekonują cię argumenty moralne, pomyśl o finansowych konsekwencjach degradacji środowiska. Czy to źle, że troska o przyrodę bywa czasem podyktowana chęcią zysku? Mniejsza o motywację - ważne, aby ocalić Ziemię dla siebie i przyszłych pokoleń.
Skażone gleby, zatrute rzeki i jeziora, powietrze, którym nie da się oddychać. Zanikanie raf koralowych i Amazońskiego Lasu Deszczowego. Wymieranie kolejnych gatunków zwierząt. Krajobrazy oszpecone przez wielkie fabryki. Przedwczesne zgony na obszarach o najwyższym stopniu uprzemysłowienia. Oto, do czego prowadzi ludzka chciwość, egoizm. Kto powstrzyma postępującą degradację Ziemi i obroni człowieka przed nim samym?
Żeby była jasność: liderzy międzynarodowej polityki i ekonomii widzą problem i wielu chciałoby zmienić profil gospodarki z rabunkowej na przyjazną dla środowiska. Niektórzy wdrażają (choć głównie na papierze) strategię zrównoważonego rozwoju. Ostatecznie jednak w decyzjach polityków i prezesów korporacji prawie zawsze zwycięża logika zysku za wszelką cenę – natychmiastowa korzyść góruje nad długotrwałym pożytkiem i dobrem.
W idealnym świecie wystarczyłoby przytoczyć argumenty moralne i społeczne, przypomnieć o naszej odpowiedzialności za los przyszłych pokoleń. Poszłyby za tym właściwe działania. Szkopuł w tym, że nie żyjemy w idealnym świecie, a ochrona przyrody jawi się jako luksus, na który jeszcze dzisiaj nie stać ludzkości. Wolimy konsumować ponad miarę, bo to podnosi poziom egzystencji, sprzyja bogaceniu się narodów, napędza PKB. Nikt nie odważy się zatrzymać rozpędzonych kół produkcji.
Potrzebujemy zimnego prysznica na głowy rozgrzane wizją ciągłego postępu technologicznego i materialnego – otrzeźwieniem niech będzie smutna konstatacja, że nie można prowadzić interesów na martwej planecie. Potrzebujemy planety tętniącej życiem. W przeciwnym razie przestaniemy zarabiać i się rozwijać. Takie podejście ma więcej wspólnego z cynizmem niż z ekologią? Być może. Ale kto powiedział, że liczy się tylko serdeczny odruch podszyty dbałością o następne pokolenia? Interesowne, wykalkulowane inicjatywy są równie cenne i godne promowania – pod warunkiem, że dzięki nim unikniemy katastrofy porównywanej z biblijnym potopem.
Rujnowanie środowiska grozi poważnymi konsekwencjami finansowymi – ostrzega ONZ. Jeśli wyeksploatujemy nieodnawialne surowce, pogorszą się warunki produkcji i hodowli. Jeżeli żyzne, zielone tereny zamienią się w pustynie, głód zajrzy nam w oczy. Przez emisję toksycznych substancji dochód narodowy zostanie obciążony zwiększonymi nakładami na służbę zdrowia. Zniszczone akweny opanują glony, przez które skurczą się zasoby wody pitnej, a jej ceny pójdą gwałtownie w górę. Zanikanie raf koralowych pozbawi wybrzeża bariery chroniącej przed sztormami. Uszczuplenie lasów będzie równoznaczne z utratą miejsc wypoczynku i rekreacji. Spadną dochody z turystyki.
Ekologia powinna być przede wszystkim kwestią wrażliwości, sumienia. Nie oczekujmy jednak od gatunku Homo sapiens zbyt wiele. Nie ma znaczenia, jakimi pobudkami będzie się kierował: altruistycznymi czy egoistycznymi, etycznymi czy pragmatycznymi. Pal licho motyw działania, gdy stawką jest Ziemia – wraz z jej oszałamiającym pięknem, rezerwuarem surowców i bogactwem form życia.
